Z nikim nie chcę leżeć.
W ogóle nie chcę leżeć. Chcę żeby mnie spalono i rozsypano gdziekolwiek.
Tylko, że w tym durnym grajdole nie można rozsypywać. Nigdzie. No, z drobnymi wyjątkami, na które się i tak nie łapię.
Skoro już temat został wywołany, to od lat mam dosyć negatywne zdanie co do pochówku, corocznych zjazdów rodzinnych na cmentarz i całej tej cmentarnej otoczki, niekoniecznie związanej jedynie z 1.XI.
Chcesz pamiętać o zmarłym? - powieś sobie jego zdjęcie na ścianie i codziennie wspomnij z uśmiechem dobre chwile, a nie zmuszaj się do kilkustetkilometrowej podróży żeby wymienić raz na kwartał sztuczne kwiatki w wazoniku.
Wiem, że cmentarze są wpisane w naszą tożsamość, historię, w społeczne negowanie przemijania i śmierci poprzez stawianie takich lub innych pomników-grobowców, a jeszcze na dodatek żeby wstydu nie było to cała rodzina musi się składać na pomnik z koniecznie bardziej wypasionego kamienia niż u tego s...syna (niech mu ziemia lekką będzie) sąsiada.
Tylko że kompletnie mi to nie leży.
Spalcie mnie i rozsypcie. Choćby u sąsiada na gnojoku.
--
Na forum zawsze się znajdzie jakiś smutny fajfus, który będzie mówił co trzeba robić i jak trzeba żyć,
bo akurat wstał lewą nogą albo zaczepił chu...em o sprężynę w materacu.